Że
Tom Hanks wspaniałym aktorem jest, wszyscy wiemy. Ale warto
wspomnieć również o tym, że świetnie radzi sobie po drugiej
stronie kamery. Niezbitym na to dowodem jest film „Larry Crowne –
uśmiech losu”, który światło dzienne ujrzał w roku 2011. Hanks
dosłownie rozdwoił się przy produkcji tego filmu pełniąc rolę
zarówno reżysera jak i aktora odgrywającego rolę tytułową. U
jego boku podziwiać możemy Julię Roberts.
Film
opowiada historię mężczyzny w średnim wieku, któremu w jednej
sekundzie życie wali się na głowę – traci pracę, co jak wiemy,
w tym wieku może być bardzo dużym problemem. Młodsi koledzy,
pełniący rolę jego przełożonych zarzucają mu brak perspektyw
rozwoju spowodowany nie ukończeniem uniwersytetu. Młodość
Larry'ego, mimo tego że nie studiował dziennie, obfitowała w wiele
ważnych doświadczeń – po ukończeniu szkoły wstąpił do
marynarki, gdzie pracował jako kucharz przez wiele lat. Ale czy na
naukę jest kiedyś za późno? Otóż nie. Bohater postanawia
zapisać się na zajęcia do pobliskiego college'u. O dziwo, idzie mu
całkiem dobrze, nawet świetnie. Udaje mu się zaprzyjaźnić z
młodszą koleżanką, na którą uczęszcza na arcyciekawe zajęcia
z ekonomii. Ale tak naprawdę to zajęcia z panią Tainot (Julia
Roberts) zmieniają jego życie.
W
filmie znajdziemy cechy charakterystyczne dla komedii ale również
dramatu. Utrata pracy, jedynego źródła utrzymania prowokuje
bohatera do posunięcia się w kierunku, o którym nigdy by mu się
nie śniło. Hanks bardzo ciekawie przedstawił problem przepaści
pokoleniowej. A raczej jej braku. Dla młodszych kolegów nie ma
znaczenia, czy Larry pochodzi z ich rocznika czy przyszedł na świat
w odległych latach pięćdziesiątych. Nie stanowi to dla nich
żadnej bariery, chętnie przyjmują go do klubu motocyklowego.
Historia przedstawiona w „Larry Crowne – uśmiech losu”
chwilami ociera się o naiwność, chociażby wątek relacji
wykładowca-uczeń. Uważam, że Larry i pani Tainot mogliby zostać
świetnymi przyjaciółmi, jednak wątek miłosny ani trochę mi
tutaj nie pasuje. Film sam w sobie jest ciekawy, chociaż wytrawni
kinomaniacy już po kilku minutach będą w stanie przewidzieć
rozwój wydarzeń i zakończenie. Mimo ogólnego pozytywnego
wrażenia, jakie film na mnie wywarł, czuję pewien niedosyt? Niby
wszystkie wątki zostały zamknięte, jednak uważam, że gdyby
poświęcono trochę więcej czasu na skupienie się na
przyjacielskich relacjach między Larrym a wykładowczynią to
produkcja by na tym zyskała.
Podsumowując,
nie uważam aby poświęcenie półtorej godziny na obejrzenie tego
filmu było stratą czasu. Wręcz przeciwnie – całkiem dobrze
bawiłam się oglądając go. Z czystym sumieniem polecam. Bardzo
dobry wybór jeśli pragniemy szybkiego odprężenia po ciężkim
dniu.